Monachomachia (Ignacy Krasicki) - Pieśń piąta strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Monachomachia - Ignacy Krasicki / Pieśń piąta
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
I śmiech niekiedy może być nauką, Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa; I żart dowcipną przyprawiony sztuką Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa; I krytyk zda się, kiedy nie z przynuką, Bez żółci łaje, przystojnie się dąsa. Szanujmy mądrych, przykładnych, chwalebnych, Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych.
Wpada Hijacynt, nowa postać rzeczy! Miejsce dysputy zastał placem wojny, Jeden drugiego rani i kaleczy, Wziął w łeb do razu nasz rycerz spokojny. Widzi, że skromność już nie ubezpieczy, Więc, dzielny w męstwie, w oddawaniu hojny, Jak się zawinął i z boku, i z góry, Za jednym razem urwał dwa kaptury.
Lecą sandały i trepki, i pasy, Wrzawa powszechna przeŕaża i głuszy. Zdrętwiał Hijacynt na takie hałasy, Chciałby uniknąć bitwy z całej duszy, Więc przeklinając nieszczęśliwe czasy Resztę kaptura nasadził na uszy. Już się wymykał... wtem kuflem od wina Legł z sławnej ręki ojca Zefiryna.
Ryknął Gaudenty jak lew rozjuszony, Gdy Hijacynta na ziemi obaczył; Nową więc złością z nagła zapalony, Żadnemu z ojców, z braci nie przebaczył Padł i mecenas, z krzesłem wywrócony, Definitora za kaptur zahaczył, Łukasz, raniony zwinął się w trzy kłęby, Stracił Kleofasz ostatnie dwa zęby.
Coraz się mnożą i krzyki, i wrzaski, Hałas powstaje i wrzawa aż zgroza. Ojciec Remigi, sążnisty, a płaski, Używa żwawo zgrzebnego powroza; Wziął w łeb Kapistran obręczem od faski, Dydak półgarncem ranił Symforoza, Skacze Regalat do oczów jak żmija, Longin się z rożnem walecznie uwija.
Już był wyciskał talerze i szklanki, Pękły i kufle na łbach hartowanych, Porwał natychmiast księgę zza firanki: Wojsko afektów zurekrutowanych. Nią się zakłada, pędzi poza szranki Rycerzów długą bitwą zmordowanych. Tak niegdyś sławny mocarz Palestyny Oślą paszczęką gromił Filistyny.
Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu, Widzi w tryumfie syna Dominika, Wyjeżdża na harc i wpada, wśród wielu Godnego siebie szukać przeciwnika. Rafał z nim obok: "Ratuj, przyjacielu"- Rzekł. Seraficzna w tym punkcie kronika Padła nań z góry; legł i ręką kiwnął, Dwa razy jęknął, cztery razy ziewnął.
Zapłakał Rafał, a mądry po szkodzie, Wtenczas błąd poznał, że wróżkom nie wierzył, Dotrzymał jednak kroku na odwodzie, A gdy Gaudenty na niego się mierzył, Zmokłym kropidłem w poświęconej wodzie Oczy mu zalał, trzonkiem w łeb uderzył. Nie spodziewając się takowej wanny Stanął Gaudenty, zmoczony i ranny.
Otrząsł się wkrótce, a nabrawszy duchu, W dwójnasób czyny heroiczne mnożył. Ojcze Barnabo! lepiej było w puchu, Po coś szedł w wojnę, po coś się źle złożył? I ty, Pafnucy, ległeś w tym rozruchu, I ty, Gerwazy, słusznieś się zatrwożył. Nikt go nie wstrzyma w zemście przedsięwziętéj Na waszą zgubę odetchnął Gaudenty.
Tak gdy z wierzchołka Alpów niebotycznych Mały się strumyk sącząc wydobędzie, Wzmaga się coraz w spadaniach rozlicznych, Już brzeg podrywa, już go słychać wszędzie, Echo szum mnoży w skałach okolicznych, Staje się rzeką, a w gwałtownym pędzie Pieni się, huczy i zżyma w bałwany, Tym sroższy w biegu, im dłużej wstrzymany.
Wojna powszechna! Jak zabieżeć złemu, W kącie z proboszczem wicesgerent radzą, A chcąc usłużyć dobru powszechnemu, Doktora tamże do siebie prowadzą. Każdy z nich daje zdanie po swojemu. Prałat, gdy postrzegł, że się darmo wadzą, Biorąc wzgłąbsz rzeczy przez swój wielki rozum, Rozkazał przynieść vitrum gloriosum..
Co niegdyś w Troi był posąg Pallady, Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko, Tym był ten puchar, czczony przez pradziady, Starożytności wdzięczne widowisko. Wyjęto ze czcią z najpierwszej szuflady; Przytomni zatem skłonili się nisko I tę wieczystej załogę rozkoszy W obydwie ręce wziął ksiądz podkustoszy.
Któż cię nad niego mógł lepiej piast
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|