Pan Jowialski (Aleksander Fredro) - AKT PIERWSZY strona nr 1

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Pan Jowialski - Aleksander Fredro / AKT PIERWSZY

::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::


Ogród.

SCENA PIERWSZA
Ludmir, Wiktor.
Obadwa w dreliszkowych szpencerach, słomianych kapeluszach, tłumaczki na plecach. - Ludmir wchodzi na scenę, oglądając się na wszystkie strony.

WIKTOR
za sceną
Dokąd! dokąd! - Ja dalej nie idę.

LUDMIR
Jeszcze tylko kilka kroków, panie kolego; dwadzieścia, nie więcej; tu, pod to drzewo. - Patrz, co za boskie miesce do spoczynku: chłód, trawnik, strumyk szemrzący...

WIKTOR
wchodzi kulejąc, z tłumoczkiem w ręku
Chmury! Góry! Księżyc! Gwiazdy! - wszystko razem w twojej głowie, (rzucając tłumoczek i kapelusz pod drzewo) Dobrze mi tak! Bardzo, bardzo dobrze! - Po kiego diabła mnie było wdawać się z poetą! Z tym szalonym człowiekiem! (kładzie się na ziemi koło tłumoczka, Ludmir chodzi nucąc) Kto dobrze wiersze pisze, myślałem, że i dobrze w głowie mieć musi - ale gdzie tam! Co inszego papier, co inszego świat, (po krótkim milczeniu) Śpiewaj sobie, śpiewaj!

LUDMIR
Cóż mam robić?

WIKTOR
Nie słyszałeś, com mówił?

LUDMIR
Słyszałem.

WIKTOR
Ja to do ciebie mówiłem.

LUDMIR
Wiem.

WIKTOR
Przeklęta flegma!

LUDMIR
Nie flegma, ale cierpliwość. - Spocony, napiłeś się nieostrożnie zimnej wody i paraliż tknął twój rozum, ale ja zaczekam - mam nadzieję, że wróci do zdrowia.

WIKTOR
zrywając się siada
Ja rozum straciłem? ja? - A to mi się podoba!

LUDMIR
Chwała Bogu, że ci się coś przecie podoba.

WIKTOR
Ale pewnie nie to, że, ubrany jak na redutę, włóczę się od wsi do wsi. Ale na rozum nigdy za późno, rób więc sobie, co chcesz, a ja wiem, co zrobię.

LUDMIR
Na przykład?

WIKTOR
Pójdę, najmę wózek...

LUDMIR
Z końmi czy bez koni?


WIKTOR
Z końmi czy osłami - najmę do pierwszej poczty, a stamtąd pocztą wracam do domu.

LUDMIR
A potem?

WIKTOR
coraz niecierpliwiej
A potem wielkimi literami napiszę...

LUDMIR
Wyrysuj lepiej, bo piszesz nietęgo, a rysujesz ładnie.

WIKTOR
Więc wyrysuję, wyrysuję łokciowymi literami...

LUDMIR
Gotyckimi zapewne, z różnymi...

WIKTOR
Jakimi bądź, nieznośny i przeklęty poeto - ale jak najwyraźniejszymi: że szalony, szalony i jeszcze raz szalony, kto się wdaje ze stworzeniami nazwanymi poety.

LUDMIR
A ten łokciowy - wszak łokciowy?

WIKTOR
Sążniowy.

LUDMIR
Sążniowy, wyrysowany napis?

WIKTOR
Zostawię dla dzieci, wnuków, prawnuków.

LUDMIR
Więc chcesz się żenić?

WIKTOR
Być może.

LUDMIR
Bo przecie nie zechcesz mieć wnuków, prawnuków...

WIKTOR
Koniec końców, wracam do mojego cichego pokoiku, do moich obrazów, do moich ołówków.

LUDMIR
śpiewa
Niemądry, kto śród drogi
Z przestrachu traci męstwo...

WIKTOR
Powiedz mi, po co ja się włóczę za tobą?

LUDMIR
Twoja teka, napełniona rysunkami, za mnie odpowie.

WIKTOR
z przesadą
"Chodź ze mną, Wiktorze! Udamy się w odłogiem leżącą krainę, tam pierwotną naturę śledzić będziemy. - Zamki na śnieżnych szczytach Karpatów, nieme świadki przeszłości - skały zwieszone, co chwila od wieków grożące upadkiem - potoki rwiące czarne świerki i kwieciste róże razem - do nowych dzieł natchną nas obu. Tam, dalecy świata..." Ale gdzie ja mogę sobie przypomnieć te wszystkie słowa, którymi dnie całe jak syrena...

LUDMIR
Tylko nie - "z Dniestru", bardzo proszę,

WIKTOR
Jak syrena więc z Pełtewy, nęciłeś mnie do tej nieszczęsnej podróży. - I zamiast zamków, skał, potoków, jakiejś dzikiej, okropnej i zachwycającej razem natury, której nawet wyobrażenia mieć nie mogłem - włóczymy się od karczmy do karczmy. Tam, podparty na ręku, słuchasz godzinami całymi rozmowy chłopów, Żydów, furmanów i każesz mi rysować jakiegoś pijanego mularza, rachującego Żyda, rozprawiającego organistę.

LUDMIR
Ach, organista, organista! ten wart milijona, ten cię unieśmiertelni - udał ci się doskonale! Tylko t

następna strona



::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::




Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP