Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią (Autor nieznany)

Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków

Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line.
Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.


UWAGA: SUPER STRESZCZENIA

Szkolne lektury / Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią - Autor nieznany /

Gospodzinie Wszechmogący,

Nade wszytko stworzenie więcszy,

Pomoży mi to działo słożyć,

Bych je mogł pilnie wyłożyć

Ku Twej fały rozmnożeniu,

Ku ludzkiemu polepszeniu!

Wszytcy ludzie, posłuchajcie,

Okrutność śmirci poznajcie!

Wy, co jej ni zacz nie macie,

Przy skonaniu ją poznacie.

Bądź to stary albo młody

Żadny nie ujdzie śmiertelnej szkody;

Kogokoli śmierć udusi,

Każdy w jej szkole być musi;

Dziwno się swym żakom stawi,

Każdego żywota zbawi.

Przykład o tem chcę powiedzieć,

Słuchaj tego, kto chce wiedzieć!



Polikarpus, tak wezwany

Mędrzec wieliki, mistrz wybrany,

Prosił Boga o to prawie,

By uźrzał śmierć w jej postawie.

Gdy się moglił Bogu wiele,

Ostał wszech ludzi w kościele,

Uźrzał człowieka nagiego,

Przyrodzenia niewieściego,

Obraza wielmi skaradego,

Łoktuszą przepasanego.

Chuda, blada, żołte lice

Lści się jako miednica;

Upadł ci jej koniec nosa,

Z oczu płynie krwawa rosa;

Przewiązała głowę chustą,

Jako samojedź krzywousta;

Nie było warg u jej gęby,

Poziewając skrżyta zęby;

Miece oczy zawracając,

Groźną kosę w ręku mając;

Goła głowa, przykra mowa,

Ze wszech stron skarada postawa -

Wypięła żebra i kości,

Groźno siecze przez lutości.

Mistrz widząc obraz skarady,

Żołte oczy, żywot blady,

Groźno się tego przelęknął,

Padł na ziemię, eże stęknął.

Gdy leżał wznak jako wiła,



Mors dicit:



Śmierć do niego przemowiła.

Czemu się tak barzo lękasz?

Wrzekomoś zdrow, a (w)żdy stękasz!

Pan Bog tę rzecz tako nosił,

Iżeś go o to barzo prosił,

Abych ci się ukazała,

Wszytkę swą moc wzjawiła;

Otoż ci przed tobą stoję,

Oglądaj postawę moję:

Każdemu się tak ukażę,

Gdy go żywota zbawię.

Nie (lę)kaj się mie tym razem,

Iż mię widzisz przed obrazem;

Gdy przydę, namilejszy, k tobie,

Tedy barzo zeckniesz sobie;

Zableszczysz na strony oczy,

Eż ci z ciała pot poskoczy;

Rzucęć się, jako kot na myszy,

Aż twe sirce ciężko wdyszy.

Odchoceć się z miodem tarnek,

Gdyć przyniosę jadu garnek -

Musisz ji pić przez dzięki;

Gdy pożywiesz wielikiej męki,

Będziesz mieć dosyć tesnice,

Odbędziesz swej miłośnice.

Ostań tego wszech, tobie wielę,

Przez dzięki cię z nią rozdzielę.

Mow ze mną, boć mam działo,

Gdyć się ze mną mowić chciało;

Widzisz, iżem ci robotnica -

czemu cię wzięła taka tesnica?

Ma kosa wisz, trawę siecze,

Przed nią nikt nie uciecze.

Wstań, mistrzu, odpowiedz, jestli umiesz!

Za po polsku nie rozumiesz?

Snać ci Sortes nie pomoże,

Przeklęknąłeś się, nieboże!

Już odetchni, nieboraku,

Mow ze mną, ubogi żaku,

Nie boj się dziś mojej szkoły,

Nie dam ci czyść epistoły.



Magister respondit:



Mistrz przemowił wielmi skromnie:

Lęknąłem się, eż nic po mnie.

Ta mi rzecz barzo niemiła,

lżeś mię tako postraszyła;

By była co przykrego przemowila,

Zerwałaby się we mnie każda żyła;

Nagle by mię umorzyła

I duszę by wypędziła.

Proszę ciebie, ostąp mało,

Boć nie wiem, coć mi się stało:

Mgleję wszytek i bladzieję,

Straciłem zdrowie i nadzieję;

Racz rzucić od siebie kosę,

Ać swoję głowę podniosę!



Mors dicit:



Darma, mistrzu, twoja mowa,

Tegom ci uczynić nie gotowa;

Dzirżę kosę na reistrze,

Siekę doktory i mistrze,

Zawżdy ją gotową noszę,

Przez dzięki noclegu proszę.

Wstań ku mnie, możesz mi wierzać,

Nie chcęć się dzisia zniewierzać!



Wstał mistrz jedwo lelejąc się,

Drżą mu nogi, przelęknął się.



Magister dicit:



Miła Śmierci, gdzieś się wzięła,

Dawno li-ś się urodziła?

Rad bych wiedział do ostatka,

Gdzie twoj ociec albo matka.



Mors dicit:



Gdy stworzył Bog człowieka,

Iżby był ż

następna strona





Centrum ogrodowe




Archiwum lektur szkolnych istnieje od sierpnia 2005, mapa serwisu Polityka prywatności
Autor skryptów: Przemysław Krajniak, Skrypty PHP