Lalka (Bolesław Prus) - Tom Trzeci "Pierwsze ostrzeżenie" strona nr 1
Liczniki odwiedzin | Księgi gości | Metal Lyrics | Konwerter | Wolne domeny | Informacje o samochodach | Zakupy w UK | | | ebooki | Czytniki e-booków
Archiwum lektur szkolnych zostało powołane do życia w sierpniu 2005 roku, na łamach serwisu prezentuję książki znanych pisarzy, które są szkolnymi lekturami lub są wartościowe (wg mnie). Wszystkie książki są zamieszczone w serwisie w legalny sposób, pisarze, których książki prezentujemy nie żyją już ponad 70 lat i ich dzieła są obecnie dobrem publicznym, które można rozprowadzać bez uiszczania jakichkolwiek opłat. Zapraszam do korzytania z naszego serwisu :) Jest to prawdopodobnie najlepsza biblioteka on-line. Zapraszam do wymiany poglądów / zbiorów literackich pod adresem e-mail: ksiazki(at)ksiazki.metallyrics.pl.
Szkolne lektury / Lalka - Bolesław Prus / Tom Trzeci "Pierwsze ostrzeżenie"
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
Prawie w tej samej chwili, kiedy Rzecki studiował licytację domu Łęckich, w jego własnym mieszkaniu naradzali się dwaj panowie: jednym z nich był Wokulski, drugim moskiewski kupiec Suzin.
Suzin był to niski olbrzym, z potężną głową, potężnymi plecami i jeszcze potężniejszymi rękoma; robił wrażenie ogniotrwałej szafy odzianej w surdut źle skrojony z bardzo cienkiego sukna. Z całej jego figury przeglądała niezmierna siła, a z czerwonej twarzy o nieregularnych rysach tryskało prawie kompromitujące zdrowie. Nosił długie konopiaste włosy, już gęsto przyprószone siwizną, podcięte przy kołnierzu i rozdzielone nad czołem, tudzież wielką brodę, również konopiastą w białe pasy. Na grubych palcach miał kilka pierścieni z ogromnymi brylantami, a na szyi złoty łańcuch, przy którym śmielej można było przyczepić berlinkę niż zegarek. Spod brwi, przypominających krzaki jałowcu, wyglądały mu nieduże siwe oczki, iskrzące się sprytem.
Wokulski siedział w fotelu zamyślony, Suzin przeglądał jakieś papiery, pił sodową wodę z koniakiem od gorąca i mówił:
- Twoje prykaszczyki, Stanisławie Piotrowiczu, to same porządne panowie, polska szlachta... Nu, ale gdzie im do naszych!... Ten Żyd, jak jego zwą, Szlajmans?... on wygląda, jakby po tobie miał sklep wziąć. (Przegnaj Żydów, Stanislawie Piotrowiczu! a zresztą jak sobie chcesz...) A ten Klejn, on - nihilist... Mraczewski także nihilist, ale on taki, co za dziewkami lata ; a Klejn chudy nihilist mizerny i już jak co zmaluje nie daj Boże!...
Znowu czytał papiery, popijał wodę z koniakiem i ciągnął:
- A ja zawsze do swojego, jak ten gubernator rzymski (nie pomnisz?), co to gadał: zawsze taki zburzyć Kartaginę!... I ja tobie zawsze będę gadał: jedź ze mną dziś na noc do Paryża. Piętnaście tysięcy rubli gwarantuję tobie od zaraz, a jak mnie się uda jedna sprawa - może i pięćdziesiąt... Aj! panie Wokulski, szkoda takich pieniędzy... Ulituj się nade mną i nad sobą i jedź dzisiaj... Po co tu siedzieć? co wysiedzisz?... Ty już zupełnie nie ten, co byłeś; padło tobie na mózgi, co?...
Do Moskwy nie zaglądasz, na listy nie odpowiadasz i takimi pieniędzmi gardzisz!... A już stary Suzin u ciebie gorzej sobaki. Doktorów by zwołał, do Karlsbadu by jechał, ha?...
W tej chwili drzwi ostrożnie uchyliły się i wszedł mizerny Klejn, podając Wokulskiemu list w bladoniebieskiej kopercie, z litografowanym pęczkiem niezapominajek, Wokulski szybko schwycił list, pobladł, zarumienił się, rzucił na stół rozerwaną kopertę i począł czytać:
"Wieniec jest prześliczny; odsyłam go panu na powrót i z góry dziękuję w imieniu Rossiego. Niechże pan koniecznie, ale to koniecznie, przyjdzie do nas jutro na obiad, bo jeszcze musimy porozmawiać o tej kwestii.
Życzliwa - Izabela Łęcka
- Ma zaczekać na odpowiedź? - spytał cichym głosem Klejn.
- Nie.
Klejn zniknął jak teatralny duch między kulisami, a Wokulski wciąż czytał list, drugi raz, trzeci i czwarty. Suzin odsunął papiery i z najwyższym skupieniem począł mu się przypatrywać swymi małymi oczkami. Potem wziął do rąk bladoniebieską kopertę, obejrzał i znowu zatopił spojrzenie w Wokulskim, nieznacznie uśmiechając się, z odcieniem łagodnej ironii.
Kiedy Wokulski schował list, rozglądając się po pokoju jak człowiek dopiero co zbudzony, Suzin wskazał kopertę i rzekł:
- Rozumie się, od kobiety list... Czort z tymi babami!... nie wejdzie do pokoju, a poznasz, że jest... Nosem poznasz. Raz mnie jeden batiuszka mówił, że Adam w raju musiał zjeść zakazany owoc, bo drzewo, na którym on wyrósł, pachniało jak kobieta... Czort z tymi babami!... Ale zawsze taki ona tobie musiała coś zadać, Stanisławie Piotrowiczu...
- Kto?
- A ta, co przysłała tę kopertę. zmieniłeś się tak, żem się zdziwił. Prędko z nią kończ, bo popadniesz w jakie nieszczęście...
- Gdybyż to można skończyć... - westchnął Wokulski.
Suzin zaśmiał się.
- Ach, ty gołąbku!... Co nie można?... W
następna strona
::-[ poprzedni rozdział :: spis treści :: kolejny rozdział ]-::
|